sobota, 19 października 2013

.Prolog.

    Zima już dawno nie była tak piękna i tak mroźna. Wszystkie wzgórza pokryte były kilkunastocentymetrową warstwą białego, puszystego puchu, który nieustannie sypał z nieba. Drzewa utraciły już swoje liście. Słońce nieśmiało przedzierało się przez ich nagie gałęzie przebijając wcześniej gęste chmury, jednak jego ciepło było niemal niewyczuwalne. Śnieg błysz-czał niczym diamenty, gdy padały na niego promienie. Powietrze było suche, a wiatr wirujący po okolicy smagał wszystkich swoim lodowatym oddechem.
    W Hogwarcie właśnie skończyły się zajęcia. Tłum Gryfonów wtargnął do Pokoju Wspólnego.
    - To co, Hermiono? – spytał Harry, odwracając się do przyjaciółki. – Idziesz z nami na trening Quidditcha?
     - Harry, mówiłam wam już, że muszę iść do...
    - Biblioteki? – dokończył za nią Ron śmiejąc się pod nosem. Zmroziła go spojrzeniem.
    - Masz coś przeciwko, Ronaldzie? – zapytała i nie czekając na odpowiedź odwróciła się i wyszła. Jednak wcale nie skierowała swych kroków w stronę biblioteki. Zamiast tego wmieszała się w tłum i kurczowo trzymając swoją torbę, wyszła na błonia.
    Wiatr owiał jej policzki lodowatym podmuchem. Owinęła się szczelniej swoim szalikiem i ruszyła przed siebie. Szła coraz dalej i dalej, aż w końcu, niemal pewna, że nikt jej nie zauważy, wślizgnęła się w szparę w murze.
     Już dawno planowała to zrobić i nareszcie miała okazję. Chwyciła swoją torbę i wyjęła z niej książkę do eliksirów. Otworzyła ją na odpowiedniej stro-nie i, przesuwając powoli palcem po słowach, jeszcze raz przeanalizowała tekst, który ją interesował. Upewniwszy się, że wszystko zrobiła jak należy, sięgnęła do torby, wyjmując z niej małą fiolkę czarnego jak noc eliksiru. Trzymała go w lekko drżącej dłoni, jakby zastanawiając się nad tym, co właściwie chce zrobić. Odłożyła naczynie delikatnie i ponownie sięgnęła do torby. Tym razem w jej ręce coś zamigotało. Podłużny biały kryształ wiel-kości galeona, owinięty misternie powyginanymi nićmi srebra kołysał się niespiesznie na cienkim łańcuszku. Przez chwilę przyglądała mu się w sku-pieniu.
    - No dalej, Hermiono -  zachęcała się w duchu. Poczuła jak pocą jej się dłonie. Odłożyła więc wisior na ośnieżoną ziemię i przymknęła powieki. Uspokoiła oddech, poczuła że jej ciało wypełnia jakaś nieznana jej siła. Siła, która dyktowała jej co ma robić. Poddała się jej. Prawa dłoń sięgnęła po różdżkę. Chwilę potem nakładała zaklęcia na kamień, nawet nie dbając o to jaki będzie ich skutek. Jej lewa dłoń powędrowała w stronę fiolki z eliksirem, chwyciła ją i odetkała, uwalniając z naczynia duszący, gorzki zapach. Nadgarstek skrzywił się i oleista substancja wylała się wprost na kryształ, który powoli wchłaniał ją w swój głąb, stając się najczarniejszym kamieniem jaki Hermiona kiedykolwiek widziała. Srebrne nici owinęły go teraz niczym wąż, wybijając się swoim jasnym blaskiem na tle ciemnego kryształu. Dziewczyna uniosła go delikatnie, wpatrując się ze zdumieniem w jego kształt na tle jasnego nieba. Wiedziała, że gdyby ktoś ją przyłapał na tym co robi, zapewne miałaby poważne kłopoty. Nigdy nie sądziła, że na czwartym roku będzie tak eksperymentować, a już tym bardziej, że jej rozumowanie wkroczy na tory czarnej magii. 
    Nagle poczuła, że nie jest sama. Przed sobą zobaczyła kontur wysokiej postaci.
    - Proszę, proszę, kogo my tu mamy? – usłyszała zimny, niczym śnieg, który ją otaczał, głos. Popatrzyła wrogo na stojącego tuż przed nią chło-paka.
    - Spadaj, Malfoy – powiedziała przez zęby.
    - Słucham? – wyraźnie się obruszył. – Coś mówiłaś?
    - Powiedziałam żebyś spadał – powtórzyła głośniej zdziwiona siłą swojego głosu. Chłopak cofnął się lekko, ale zaraz jego twarz wypełnił szyderczy uś-mieszek. Odwrócił się do stojących za nim Crabbe’a i Goyle’a.
    - Nie sądzicie, że ta szlama zbytnio się panoszy? Panowie?
    Dwaj Ślizgoni wyciągnęli jak na zawołanie swoje różdżki i ruszyli w stronę Hermiony, gdy nagle Draco zatrzymał ich swoją dłonią. Wzrok skupił na trzymanym przez dziewczynę wisiorze i wpatrywał się w niego niczym za-hipnotyzowany przez dłuższą chwilę. W końcu otrząsnął się z odrętwienia i znów przyodział swoją twarz w szyderczy uśmieszek.
    - Co to jest, Granger? Od kiedy z ciebie taka strojnisia? – powiedział wy-rywając jej z dłoni łańcuszek.
    - Zostaw to, Malfoy! – krzyknęła, podnosząc się z ziemi i wyciągając rękę w stronę medalionu, jednak Draco nie dał go sobie odebrać. W końcu stanęła w miejscu, zamknęła oczy; poczuła, że tajemnicza siła znów ją napełnia, szukając ujścia. Otworzyła powieki patrząc wściekle na chłopaka, który nagle przeraźliwie krzyknął. Niemal w amoku upuścił wisior prosto w śnieg, który momentalnie się stopił. Draco spojrzał  na swoją dłoń, pokrytą teraz od wewnętrznej strony równoległą spalenizną, po czym spojrzał na Hermionę wściekły i przerażony jednocześnie. Odwrócił się i uciekł, jęcząc z bólu i wciąż oglądając się na dziewczynę, która ciągle mierzyła go wście-kłym spojrzeniem. W końcu odetchnęła głęboko i spojrzała z lekkim strachem na kryształ leżący teraz w soczyście zielonej trawie. Zauważyła nad nim strużkę dymu, jednak nie bała się go podnieść. Wiedziała, że nic jej nie grozi, nie była jednak świadoma dlaczego. Zacisnęła dłoń na czarnym kamieniu patrząc w stronę, w którą uciekł Malfoy, po czym schowała medalion do kieszeni, nawet nie przypuszczając, jak bardzo zmieni on jej życie...



***



    - Widzieliście to? – wydyszał gdy tylko dotarli do Pokoju Wspólnego Ślizgonów.
    - Co masz na myśli? – zapytał Crabbe, wyraźnie nie wiedząc o co chodzi Draconowi.
    - Ten medalion...
    - Jaki medalion? – spytał Goyle, również wyglądając na zupełnie nieświa-domego tego co się właśnie stało.
    - Jak to jaki?! Ten co niemal spalił mi dłoń! – pomachał im swoją ręką przed oczami, ale zaraz ją cofnął nie widząc na niej nawet śladu po opa-rzeniu. – Przecież... – zająknął się na chwilę. - Naprawdę nic nie widzie-liście?
    - Nie.
    - Absolutnie. Kazałeś nam wyciągnąć różdżki, a potem uciekać.
   Draco patrzył na nich z autentycznym zaskoczeniem, nie mogąc zro-zumieć co tak naprawdę stało się, gdy spotkał Hermionę. Usiłował przypomnieć sobie całe zdarzenie, jednak jedyne co pamiętał to to, że dziewczyna siedziała sama na tyłach zamku. Próbował przypomnieć sobie tajemniczy kryształ, który przyciągnął jego uwagę. W jego pamięci został jednak tylko ból i ogień, który wciąż palił jego dłoń, mimo, że jego ręka wyglądała tak, jakby zupełnie nic się nie stało. Wiedział, że tak tego nie zostawi, jednak jak udowodni swoją historię ojcu? Jak wytłumaczy, co się właściwie stało? Nie miał żadnych dowodów na to, że Granger coś kom-binuje. Wiedział, że musi je znaleźć. Odwrócił się i wyszedł na korytarz, idąc przed siebie szybkim krokiem. Musiał się dowiedzieć co się stało. Musiał dowiedzieć się, co Hermiona robiła sama na tyłach zamku. I czym jest tajemniczy medalion, który dziewczyna trzymała w swojej dłoni...




__________________________________

tak więc oto prolog mojego pierwszego Dramione :) namęczyłam się z nim trochę, bo co chwilę zmieniałam historię; ale myślę, że nie jest tak źle jak na pierwszy raz xd 
dziękuję wszystkim, którzy poświęcili tę chwilkę na przeczytanie moich wypocin i do napisania ;) pierwszy rozdział już w drodze ;) 


3 komentarze:

  1. Świetny prolog. Bardzo ciekawy.
    Hermiona zajmująca się czarną magią? Z takim czymś na ff jeszcze się nie spotkałam. Plus dla Ciebie.
    Piszesz bardzo ciekawie i przejrzyście. Dobrze się to czyta.
    Czekam na więcej :)
    pozdr.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie się doczekałam :D Cudowny prolog ♥ Czekam na następny rozdział xd Ciekawy pomysł :**

    @ewson_ nareszcie mi się udało dodać kom xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Jako, że zdecydowanie w tym momencie powinnam robić projekty, to w międzyczasie (lub jak to woli, zamiast tego) robię wszystko inne ;p

    Rzecz, która mi się rzuciła w oczy (lub może raczej w uszy) to jak wspaniale pasuje zaproponowana muzyka do opisu zimy i wyjścia Hermiony z zamku ;p

    I trochę śmiechłam na fragmencie, jak Draco się zastanawiał jak udowodni tą historię ojcu. Jak zwykle bez tatusia nic nie zrobi ;p

    OdpowiedzUsuń