niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 1: Koszmary







    Wielka Sala napełniła się po brzegi uczniami. Hermiona, Harry, Ron i Ginny zajęli swoje miejsca. To był już ich szósty rok nauki w Hogwarcie. Zastanawiali się co ich czeka, zważając na wiele informacji, które zdążyli już poznać. Wiedzieli, że Voldemort może uderzyć w każdej chwili, w dodatku zastanawiali się, co knuje rodzina Malfoy’ów. Widzieli ich przecież u Borgina & Burkesa, co zwykle nie zwiastowało niczego dobrego. Postanowili jednak chociaż dziś zapomnieć o problemach. Przybrali na twarze uśmiechy i za-częli rozmawiać.
    - Hermiono, słyszałaś? Podobno w Noc Duchów ma być bal – powiedziała Ginny z szerokim uśmiechem.
    - Naprawdę? – odpowiedziała z lekkim niedowierzaniem Hermiona. Po-patrzyła z ukosa na Harry’ego, który mimo uśmiechu na twarzy, inten-sywnie o czymś myślał.
    - Co? – zapytał, gdy zauważył, że go obserwuje.
   - Martwisz się – podsumowała Hermiona. Chłopak odwrócił głowę w dru-gą stronę. – Harry, przecież wiesz, że przy nas nic ci nie grozi.
    - Tak, wiem – odpowiedział. – Dziękuję.
    Do Wielkiej Sali właśnie wkroczyła grupa pierwszorocznych. Zajęli miej-sca przed stołami nauczycieli. Rozpoczęła się ceremonia przydziału. Na pierwszy ogień powędrował mały pucułowaty chłopiec, który za chwilę z szerokim uśmiechem powędrował do stołu Puchonów.
    - Hermiono – usłyszała nagle szept Rona nad swoim uchem. Odwróciła lekko głowę, nie spuszczając wzroku z Tiary Przydziału. Jakaś jasnowłosa dziewczynka została właśnie przydzielona do Ravenclawu. – Bo...widzisz... ten bal...może...
    - Wysłów się, Ronaldzie – odszepnęła trochę zniecierpliwiona. ‘Gryffindor’ krzyknęła Tiara Przydziału. Wysoka ciemnowłosa dziewczynka powędro-wała w stronę ich stołu.
    - Może... poszłabyś ze mną?
    Odwróciła wzrok i popatrzyła na niego z lekkim uśmiechem. Cieszyła się z tego, że ją zaprosił, że nie popełnił znów błędu sprzed dwóch lat. Kątem oka zauważyła nowo przydzielonego jasnowłosego Ślizgona.
    - Z przyjemnością – uśmiechnęła się do niego serdecznie. - Ale na razie bądź cicho, bo dostaniemy ujemne punkty – odpowiedziała i dołączyła do powitania brawami kolejnego Gryfona, małego chłopca z ciemnymi włosami i wyrazistym spojrzeniem...



***



    Minął tydzień od początku nowego roku. Hermiona jak zwykle przesiadywała całe dnie w bibliotece. Nadeszła pora obiadu. Ginny niemal siłą oderwała ją od książki, którą właśnie dogłębnie studiowała, i pociągnęła ją do Wielkiej Sali. Posiłek wyglądał smakowicie, więc dziewczyny od razu zabrały się za jedzenie.
    - Dzisiaj mecz, wybierasz się? – spytała Ginny z uśmiechem. – Przyda nam się solidny doping.
    - Musimy dopiec Ślizgonom – odezwał się wyraźnie rozentuzjazmowany Harry. Hermiona ucieszyła się jego zmianą nastroju. Wiedziała, że Quidditch poprawia mu humor.
    - Jasne, że się wybieram – odpowiedziała z uśmiechem, patrząc z lekkim obrzydzeniem na Rona, który jak zwykle napchał buzię kurczakiem.
    Nagle usłyszeli czyjeś równe, szybkie kroki.
    - Z drogi – niemiły głos rozniósł się echem. Po chwili dał się słyszeć cichy krzyk. Obejrzeli się w jego stronę. Jakiś drugoroczny Gryfon właśnie podnosił się z posadzki, otrzepując swoją szatę i patrząc wściekle na Malfoya, który właśnie przeszedł zamaszyście do stołu Ślizgonów razem z Zabinim.
    - Co za wredna świnia! – powiedział gwałtownie Ron, przełykając kawałek mięsa, aż się zakrztusił.
    - Panoszy się jakby był tu jakimś panem – odpowiedziała Ginny, patrząc na Malfoya z obrzydzeniem. – Jak można takim być?
    - Widać można – powiedziała Hermiona, nie spuszczając chłopaka z oczu. Odkąd tu przyszedł wydał się czymś rozdrażniony. Podczas krótkiej rozmowy z Blaisem trochę się uspokoił, jednak i tak wiedziała, że coś go gryzie. Postanowiła nie zawracać sobie jednak głowy jego osobą. Szybko dokończyła obiad, pożegnała się z przyjaciółmi i ruszyła w stronę wyjścia. Musiała skończyć czytać tą ciekawą książkę. Już przekraczała próg gdy usłyszała za sobą złośliwy krzyk.
    - Hej, Granger! Co, znów idziesz zakuwać? – szyderczy śmiech rozniósł się po całej Wielkiej Sali. Spojrzała z dziwnym wewnętrznym spokojem w stronę stołu Ślizgonów.
    - Nie twój interes, Mal... Zabini – odpowiedziała zdezorientowana, widząc jak Draco uderza Blaise’a łokciem w bok i odwraca wzrok od dziewczyny. Instynktownie złapał się za dłoń, a Hermiona zastanawiając się o co mu chodzi, wyszła zaintrygowana sytuacją...



***



    - Dalej Ginny! Dalej Harry! – Hermiona i Ron przekrzykiwali się nawzajem, dopingując przyjaciół na meczu. Pogoda była wspaniała, słońce oświetlało trybuny wypełnione po brzegi uczniami i nauczycielami, a wiatr muskał wszystkich delikatnie po twarzach. Okrzyki wznosiły się falami i niosły echem po okolicy. Zawodnicy spisywali się wyśmienicie, gra obfitowała w celne rzuty. Ktoś spadł z miotły, ktoś zatoczył spiralę w powietrzu. Gdy pojawił się znicz, szukający obu drużyn ruszyli za nim.
    - Dalej Harry! – krzyczała Hermiona ile sił w płucach.
    - Ej, a gdzie ten przygłup Malfoy? – odezwał się nagle Ron. – Myślałem, że nie przepuści okazji by na pierwszy meczu w tym roku próbować skopać Harry’emu tyłek.
    Hermiona popatrzyła zaskoczona na szukającego Ślizgonów. Rzeczy-wiście, na miotle nie ujrzała Dracona, a Blaise’a. Zdziwiła ją ta zmiana. W dodatku właśnie uświadomiła sobie, że od obiadu nie widziała Malfoya, a wiedziała, że normalnie nie przepuściłby okazji by dopiec Harry’emu a przy okazji i jej. Przestała koncentrować się na grze.
    - Hermiono, coś się stało? – spytał Ron, wyrywając ją z zamyślenia. Ginny właśnie zatoczyła koło nad ich głowami.
    - Nie, nie, nic, muszę... muszę się przejść – odpowiedziała i przeciskając się przez tłum zaczęła schodzić z trybuny. Obok niej przeleciał Harry ścigając się zawzięcie z Zabinim. Popatrzyła za nimi, polecieli w stronę Zakazanego Lasu, by za chwilę odbić w górę i zniknąć w chmurach. Jednak ona już ich nie obserwowała. Jej wzrok przykuło coś innego. Wysoka, szczupła postać podążała w stronę Zakazanego Lasu, co jakiś czas oglądając się za siebie, jakby w obawie, że ktoś idzie jej śladami. Hermiona wszędzie poznałaby te jasne włosy. Draco. Ale czego on mógł szukać w Zakazanym Lesie? Już miała ruszyć jego śladami, gdy ktoś złapał ją za ramię.
    - Hermiono! Harry złapał znicz! Wygraliśmy! – rozentuzjazmowany Ron pociągnął ją w stronę tłumu. Gdy się obejrzała, Malfoya już nie było...



***



    Hermiona siedziała właśnie przy oknie w dormitorium i rozmawiała z Ginny. Dzień miał się ku końcowi. Słońce już niemal zaszło za horyzont, a niebo zaczęły wypełniać gwiazdy.
    - No...to już wiesz z kim idziesz na ten bal? – zaczęła ruda, uśmiechając sie szeroko.
     - Właściwie to... Ron mnie zaprosił.
    - No, mój braciszek zaczął wreszcie umiejętnie wykorzystywać swój ro-zum – zaśmiały sie obie.
     - A ty? Z kim idziesz? – zapytała Hermiona z zaciekawieniem.
    - Harry zaprosił mnie jeszcze w pociągu – odpowiedziała rozmarzonym głosem. – Już sie nie mogę doczekać. Wiem, że będzie super.
    Hermiona uśmiechnęła się do przyjaciółki i spojrzała w okno. Wpatrzyła się w jakiś punkt na horyzoncie i pogrążyła się w myślach, przestając słuchać tego, co Ginny do niej mówi. Patrzyła w miejsce, gdzie popołudniu widziała Malfoya. Wciąż zastanawiała się po co mógł iść samotnie do Za-kazanego Lasu.
    Z zamyślenia wyrwało ją pstryknięcie tuż obok ucha.
    - Hej! – usłyszała zniecierpliwiony głos Ginny. – Mówię do ciebie już od kilku minut. W ogóle mnie nie słuchasz?
     - Co? Eee... przepraszam Ginny, jakoś tak się wyłączyłam.
    - Lepiej było od razu powiedzieć, że cię zanudzam – odpowiedziała i się roześmiała. – Tak w ogóle o co chodziło dziś Zabiniemu? Przecież to Malfoy zawsze się ciebie czepiał, a nie on. A dziś siedział cicho, nawet na nas nie spoglądał. Nie mówiąc już o tym, że nie grał w meczu. Co to się z tym światem porobiło? – zapytała raczej siebie.
    Hermiona znów przyłapała się na patrzeniu w stronę Zakazanego Lasu. Otrząsnęła sie szybko.
    - Nie wiem, Ginny. Może Malfoyowi znów coś odbiło – powiedziała, zastanawiając się czy sama wierzy w to co mówi. Może chłopak rzeczywiście miał jakiś problem, z którym nie mógł sobie dać rady. Miała ochotę sama siebie spoliczkować za myślenie o nim w ten sposób. Nawet nie zauważyła, gdy znów się zamyśliła.
    - Ech, Miona, dziś sobie chyba z tobą nie pogadam, jakaś nieobecna jesteś.
    - Oj, wybacz Ginny, po prostu...
    - Tak, wiem, martwisz sie o Harry’ego i w ogóle...
    Już miała zaprzeczyć, ale wolała nie wspominać przyjaciółce o kim wła-śnie myślała, jak i o tym co Draco robił w czasie meczu. Zamiast tego szero-ko ziewnęła.
    - Wiesz, chyba już pójdę spać.
    - Spoko. Dobranoc, Miona.
    - Dobranoc, Ginny.
    Odeszła od okna i położyła się. Nie myśląc już o niczym przykryła się szczelnie kołdrą i pozwoliła by pogrążył ją sen...



***



    Niebo roziskrzyło się tysiącami gwiazd. Księżyc ukazał całą swoją tarczę otaczając srebrzystą poświatą teren wokół Hogwartu. Między drzewami hulał wiatr a gęsta mgła wypełniała najmniejsze szpary między gałęziami.
    Stała na błoniach, patrząc w stronę lasu. Owinęła się szalikiem, mimo że noc była ciepła. Poczuła, że coś ciągnie ją w stronę lasu, poza bramy Hogwartu. Obejrzała się za siebie, ujrzała niewyraźne światło w oknie, które za chwilę momentalnie zgasło. Poczuła, że nie jest sama, że ktoś albo coś ją obserwuje, zapalczywie czekając na to, co zaraz zrobi. Mimowolnie zaczęła się cofać, aby po chwili zacząć uciekać. Nie oglądała się za siebie, bojąc się tego, co może zobaczyć w odmętach nocy. Wbiegła w sam środek lasu. Nie zważała na to, gdzie biegnie, byle tylko jak najdalej od błoń. Czuła gałęzie uderzające o jej twarz, konary, o które nieustannie sie potykała, gęstą mgłę, która oblepiała jej skórę, niczym obrzydliwa żelowa maź.
    Nagle stanęła w miejscu. Ciemność pochłonęła ją w swoje odmęty, by za chwilę wybuchnąć złocistym światłem. Hermiona obejrzała się w końcu za siebie. To co zobaczyła, sprawiło, że jej ciało przeleciał dreszcz. Stała na wzgórzu. Przed sobą, w sporej odległości, widziała Hogwart, jej drugi dom. Widziała jak wybuchy nieznanego pochodzenia rozwalają go na kawałki. Widziała ogromne głazy walące się jeden za drugim, wieże w których gwałtownie zapalone światła znikały w chmurach pyłu i dymu. Chciała krzyczeć, jednak jej gardło tak zaschło, że wydobył się z niego tylko nikły szept. Czuła, że coś musi zrobić, jednak nie wiedziała co. Jedyne, co teraz zajmowało jej umysł to myśl, że ktoś albo coś uratowało jej życie. Gdyby nie uciekła, z pewnością byłaby już martwa.
    Już miała ruszyć w drogę powrotną, gdy usłyszała przeraźliwy krzyk. Głosy dwóch osób, krzyczących w agonii, zmroziły jej krew w żyłach. Znała je aż za dobrze. Zastygła w bezruchu, rozglądając sie na boki i trzęsąc ze strachu.
    Nagle poczuła, że jakaś obca siła wyrywa ją z tego miejsca. Poddała się jej i za chwilę stała na zimnej ulicy. Od razu ją rozpoznała. To tutaj mieścił się jej dom. Pobiegła ile sił w nogach w jego stronę. Powietrze uderzało w jej twarz, oczy zaczęły łzawić. Zatrzymała się zaraz przed znajomym podwórkiem. Ujrzała to, czego się tak bardzo bała. Powietrze znów przeszył znajomy jej już krzyk, krzyk dwóch osób, mężczyzny i kobiety. Chwilę potem na zimnej ulicy wylądowały dwa ciała. Ciała jej rodziców. Nad nimi stało kilka zakapturzonych postaci w maskach. Wiedziała kim oni są. Wiedziała, co się stanie gdy ją zobaczą, jednak nie miała już szans na to, by się ukryć. Po jej twarzy popłynęły łzy, lecz szybko je otarła. Nie chciała umierać w strachu, nie chciała, by widzieli, jak bardzo dotknęło ją to, co zrobili.
    Jeden z mężczyzn uniósł głowę i spojrzał wprost na nią. Wystraszyła się, jednak starała się, by nie było tego po niej widać. Odważnie popatrzyła w oczy Śmierciożercy i poczuła, że gdzieś już widziała to spojrzenie. Na piersi mężczyzny coś zamigotało. Medalion. Wydawał jej się dziwnie znajomy, coś jej przypominał. Nagle zobaczyła siebie siedzącą dwa lata temu na tyłach zamku, zobaczyła w swojej dłoni kryształ, zobaczyła Malfoya, który uciekał z poparzoną ręką. Przypomniała sobie, jak na dzisiejszym obiedzie widząc ją złapał się za dłoń. Puzzle układanki złożyły się w całość. Uświadomiła sobie, że na szyi Śmierciożercy wisi coś, co sama stworzyła. Popatrzyła znów w jego oczy. Już wiedziała, kim był ten człowiek. Nawet nie zauważyła, gdy podszedł do niej, wyciągając różdżkę i wymierzył wprost w nią.

    - Nieeee! – krzyknęła, wijąc się po pościeli. Otworzyła szeroko oczy i rozejrzała się. Znów była w swoim dormitorium, znów była bezpieczna. Otarła pot z czoła i podeszła do okna. Otworzyła je i wciągnęła przez nos chłodne powietrze, próbując się uspokoić. Jeszcze nigdy nie śniły jej się takie koszmary. Gdy słuchała Harry’ego opowiadającego jej swoje sny, cieszyła się, że jej to nie spotyka. Teraz nareszcie dowiedziała się, co czuł, gdy się budził.
    Zamknęła oczy i wyrównała oddech. Odwróciła się, rozglądając się po dormitorium. Cieszyła się, że nikogo nie obudziła swoim krzykiem. Nie chciała im niczego opowiadać, chciała jak najszybciej wszystko zapomnieć, jednak sen tak mocno wrył się w jej pamięć, że wciąż wyraźnie widziała każdą scenę. A już w szczególności pamiętała moment gdy ujrzała medalion.
    Nagle rzuciła się w stronę swojego kufra. Wyciągnęła go spod łóżka i otworzyła. Po kilku minutach przeszukiwania zawartości wreszcie go znalazła. Kryształ lśnił niemal tak wyraźnie jak w jej śnie. Dotknęła go ostrożnie, zupełnie jakby bała się tego, co może się wydarzyć. Wyciągnęła go z dolnej kieszeni kufra i uniosła. Nikły blask księżyca odbijał się w jego nieskazitelnie gładkiej powierzchni, która po dwóch latach nie pokryła się nawet najmniejszą warstwą kurzu. Poczuła, że medalion w jakiś niezwykły sposób wzywa ją. Nie umiała tego określić, po prostu to czuła. Rozejrzała się niepewnie, upewniając się, że wszyscy pogrążeni są w głębokim śnie. Wpatrzyła się w srebrne nici wijące się bezładnie po kamieniu. Postanowiła, że usłucha jego wezwania. Chwyciła za łańcuszek i założyła wisior, ukrywając go skrzętnie pod ubraniem. Spróbowała ponownie zasnąć. Tej nocy jej snu nie zakłóciły już żadne koszmary... 




_________________________________________

pisane przy: 

_________________________________________

cieszę się, że udało mi się w końcu napisać ten rozdział. właściwie to nawet mi się podoba. mam nadzieję, że wam również :) tak więc zapraszam do komentowania :) i do następnego ;)


.

6 komentarzy:

  1. wpadłam na Twojego bloga właściwie przypadkiem :D. Postanowiłam sprawdzić i poczytać, co tutaj nawymyślałaś w pierwszym rozdziale i muszę przyznać, że na prawdę zapowiada się ciekawie. Po wstępie muszę przyznać się szczerze, chciałam opuścić ten blog, ale pomyślałam, że może jednak jest w nim coś innego i masz! Jak mówiłam, ceremonia przydziału, Hogwart pierwszy dzień, super pięknie. Ale dziwne zachowanie Zabiniego i Malfoya - już mi się to podoba. Trochę dziwi mnie zainteresowanie Hermiony, Draconem, ale zobaczę jak to dalej rozwiniesz. Pomysł z medalionem - świetny, wyczuwam niezłą zagadkę. No nic, czekam na kolejny! :)
    życzę weny i pozdrawiam, Zou :) .

    zapraszam również do siebie, jakbyś miała chwilkę. :)
    http://hermionyswiat.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S wyłącz weryfikację obrazkową w komentarzach, gdyż bardzo denerwuje i utrudnia dodawanie komentarzy! :)

      Usuń
  2. Świetnie się zaczyna!
    Pomysł oryginalny i budzący ciekawość. ;)
    Czym stał się medalion i dlaczego Hermiona ma koszmary, które wyglądają, jakby pokazywały w pewien sposób przyszłość?
    Bardzo mnie zaintrygowałaś!

    zapraszam do siebie ;>
    ciemneijasnekoloryswiata.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Hermiona medium? Podoba mi się jej mała tajemnica, dodająca jej pewności :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No,no... ciekawe :) Zastanawia mnie skąd ona wytrzasnęła ten medalion i czemu on taki zły jest. Bo dobry się nie wydaje.
    Ale poza tym, podoba mi się, zwłaszcza, że jakaś groźna tajemnica wisi w powietrzu. Pomysł wydaje się całkiem niezły :)
    Poza tym, piszesz naprawdę w porządku. Nawet żadnych błędów nie zauważyłam.
    Czekam na następny rozdział :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak sobie pomyślę, że po tym jest tylko jedna część i koniec to już mi się robi smutno, bo zdecydowanie ta historia ma wiele wątków które warto by było rozwinąć i które rozwinęłabyś w mistrzowski sposób, ale brak czasu zrobił swoje... Ech... No nic... Lecę czytać kolejną część ;p

    OdpowiedzUsuń